Archive for 2011

Wszystko i nic

Tegoroczna jesień jest niewiarygodna, w moich rejonach już od dawna nie spadł deszcz, temperatura jest w miarę znośna, całkiem przyjemnie. Ostatnio wybrał się na przejażdżkę rowerową, nie całkiem z własnej woli, o 6 nad ranem, przemierzyłam parę kilometrów. Gdy wyjeżdżałam było jeszcze ciemno, to bardzo magiczne być tak blisko natury, jechałam przez las i pola, a drogę oświetlał mi księżyc. Gdy byłam o celu podróży - świtało a zasnute chmurami niebo przybrało barwę brudnego różu.


Samhain

Powinnam się wstydzić, minęły 2 tygodnie a ja dopiero teraz wrzucam świąteczne zdjęcia. Bardzo spóźnione: Happy Samhain|Wesołych Dziadów ;)! Z tej okazji upiekłam nawiedzone ciasto i kolejny raz przekonałam się, że nie warto robić nic na ostatnią chwilę. Ciasto nie przypomina oryginału, ale było bardzo smaczne, chociaż w następnym roku chciałabym przełożyć je jakimś kremem, na przykład chałwowo-wiśniowym, robiłam kiedyś z nim tort i był przepyszny. Po zachodzie słońca nawiedziły nas dzieci, ślicznie poprzebierane wyrecytowały wierszyk. W Polsce sprawa Halloween jest dosyć kontrowersyjna, wiele osób wciąż uważa tę tradycję za wymysł Ameryki, bardzo niesłusznie. Ja lubię zwyczaje jej towarzyszące, śmierć jest przykra, ale to jednocześnie naturalny proces, który nie ominie nikogo z nas.




Daje się odczuć nadchodzącą zimę. Poranki są coraz mroźniejsze. Świat wygląda magicznie, gdy wszystko jeszcze śpi, szron zlepia ździebełka traw, a biała gęsta mgła wisi nad rozległymi polami. Dzięki takim chwilom kocham miejsce, w którym żyję. Niestety musimy myśleć bardziej przyziemnie, a z szafy wypadałoby wreszcie wyjąć ciepłe, grube swetry. Po raz kolejny chcę się nauczyć robić na drutach. Kiedyś już próbowałam, ale pomysł umarł śmiercią naturalną. Teraz, za to nigdzie nie mogę znaleźć drutów, wycieczka po sklepach również nie przyniosła rezultatów. Wszędzie słyszałam, przepraszamy, może dostaniemy jak będzie nowy towar. Uroki małych miasteczek :). W skrzynkach czekają jabłka, żeby w końcu coś z nimi zrobić. Uwielbiam je pod każdą postacią, soki, dżemy, szarlotki, no i oczywiście te prosto z drzewa, wycierane o skrawek koszuli.


Najtrudniejsze początki?

Byłam cichą obserwatorką wnętrzarskich blogów. Zazdrośnie spoglądałam na cudeńka, które wychodziły spod zręcznych palców autorek. Zapragnęłam w końcu przestać być bierną i czynnie wziąć udział w kreowaniu przestrzeni, w której żyję. Na poparcie swoich słów, coby ktoś nie pomyślał, że są puste i rzucane na wiatr, wstawiam zdjęcia wykonanego dzisiaj wianka, który dumnie zawisł na lwiej głowie.

Zapraszam do komentowania i podawania adresów swoich blogów.